piątek, 17 kwietnia 2015

Jak nie zabić pasji dziecka rozwijając jego pasje?

Dzieciństwo to cudowny czas, kiedy wszystko wydaje się możliwe i – w dużym stopniu - takie jest. To czas na próbowanie. Wszystko jest nowe i tylko poprzez doświadczanie dziecko może się przekonać, co warto robić , w czym jest dobre.  Więc im dziecko będzie miało więcej pomysłów i okazji ich sprawdzenia tym lepiej dla niego. W ten sposób uczy się świata i siebie – swoich możliwości, tego co sprawia mu przyjemność, co jest ważne.  Dorośli widząc zmieniające się zainteresowania dziecka czasem mówią, że „ono same nie wie czego chce”. Zgadza się – nie wie (tak dzieci mają!), ale chce się dowiedzieć i próbuje znaleźć odpowiedź. Proponuję więc rodzicom wpierać dziecko w miarę swoich możliwości w tych próbach. Pociecha chce malować – więc zapiszmy na odpowiedni kurs. Znudziło się tym? OK, może to nie było dla niego.  Chce teraz chodzić na zajęcia karate. Dobrze, niech chodzi! Te zmiany to nie dowód na kapryśność, lecz świadectwo poszukiwania. W którymś momencie (w przypadku każdego dziecka może to być inny czas) młody człowiek znajdzie to, co go szczególnie zajmie. Może nawet stanie się jego pasją, a potem „pomysłem na życie”.  Jeśli w dorosłym życiu robimy coś, co lubimy, jest zgodne z naszymi możliwościami i zainteresowaniami to jesteśmy szczęśliwsi. A chyba o szczęście dzieci chodzi wszystkim rodzicom?
Czasem rodzice postanawiają „wyręczyć” dziecko w poszukiwaniach i sami znajdują dla nich zajęcia. Jeżeli to tylko propozycje i dziecko może z nich zrezygnować w dowolnym momencie to można to potraktować jako pokazanie możliwości, których dziecko nie było świadome. Gorzej, gdy rodzice uznają, że „musi” ono chodzić na dodatkowy angielski, rytmikę, grę na pianinie. Każdy przymus wywołuje niechęć i opór. Dziecko, które lubi tańczyć, zmuszane do uczęszczania na kurs tańca straci z tego przyjemność i będzie robiło co mogło, aby uwolnić się od tego – co wcześniej wydawało mu się takie fajne. Zamiast rozwijana pasji będzie ich zabijanie.
Warto się zastanowić, skąd biorą się rodzicielskie pomysły na „dodatkowe zajęcia”. Kiedyś rozmawiałem z mamą, która kilka razy w tygodniu woziła córkę na zajęcia na basenie. Powiedziała, że nie zastanawiała się, co dziecko o tym myśli. Tak robi, ponieważ kiedyś, gdy sama była dzieckiem, nie miała takich możliwości.  Więc właściwie w tych zajęciach dodatkowych nie chodziło o dziecko, lecz o poczucie rekompensaty dawnych strat. Innymi przesłankami naszej rodzicielskiej dbałości o zajęcia dodatkowe dla dzieci mogą być:  lęk, że bez tego dziecko „nie poradzi sobie w życiu”; myślenie, że w ten sposób udowadniamy,  jakimi jesteśmy dobrymi rodzicami; przekonanie, że po prostu „w dzisiejszych czasach tak wypada”. 
Tylko, że w ten sposób zajęcia dodatkowe dziecka służą dla nas, a nie dla niego.
Proponuję zatem rodzicom myślącym o zajęciach dodatkowych dla swoich dzieci odpowiedzieć sobie na pytania: 
  • co chcemy osiągnąć poprzez te zajęcia?
  • z jakich przesłanek wynika nasze dążenie na ich zapewnienia?

Warto zapytać dzieci:
  • co myślicie na ten temat ?
  • czego chcecie?
  • co jest dla was ważne?
  • co sprawia wam radość?
  • czego od nas w tym zakresie oczekujecie?


Warto też uszanować ich wybory – w ten sposób poczują się dla nas ważne, kochane i zaczną się uczyć odpowiedzialności za własne życie.


Artur Brzeziński – coach, terapeuta, nauczyciel

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz