czwartek, 23 kwietnia 2015

Jak prowadzić "trudne rozmowy" z dzieckiem?

Dzieci są naszą radością i dumą. Czasem bywa, że uczucia są przyćmione przez niestosowne, jak uważamy, zachowanie naszych pociech.  Wtedy przychodzi nam przeprowadzać z nimi „rozmowy korygujące”. Takie rozmowy przeprowadzali z nami rodzice, z nimi ich rodzice, itd. Więc właściwie powinny istnieć jakieś „stare, dobre, sprawdzone” sposoby na takie rozmowy. Rzeczywiście istnieje pewien rytuał, lecz jego skuteczność – jak sami przypomnimy swoje dzieciństwo – jest ograniczona. Zastanówmy się, jak często wyglądają rozmowy „korygujące”. Wzywamy „winowajcę” i mierząc go/ją surowym spojrzeniem pytamy oskarżycielsko „dlaczego postąpiłeś niewłaściwie (zabrałeś młodszej siostrze zabawkę, uciekłaś z lekcji, dostałeś jedynkę, itp.)? Dla wzmocnienia presji możemy jeszcze dorzucić „jak mogłaś/ mogłeś być taki np. nieodpowiedzialny”? Dziecko wobec takich pytań może poczuć się atakowane i zacznie się tłumaczyć (chyba, że „widzi”, że to nie ma sensu i wówczas milczy). Potem my, ze swojego piedestału, na podstawie tych wyjaśnień wydajemy wyrok. Orzekamy karę (kiedyś to był np. zakaz wychodzenia na podwórko – teraz to odcięcie dostępu do komputera) lub odraczamy ją mówiąc, że sięgniemy po nią, jeśli takie zachowanie się powtórzy.
Może trochę przerysowałem nasze zachowanie, lecz wydaje mi się, że duch rozmów korygujących został zachowany. Ktoś może powiedzieć, że tak właśnie powinny one wyglądać: dorosły tj. „sędzia, który wie lepiej, co jest właściwe, a co nie” bada sprawę wypytując dziecko tj. „winowajcę”, a następnie  wydaje wyrok (ułaskawienie, odroczenie kary, bądź jej wykonanie.) Jak się tak na to spojrzy, to wygląda nieprzyjemnie, nieprawdaż? Nieprzyjemnie jest też dla dziecka i – co ważne – jest nieskuteczne w szerszej perspektywie. Bo cóż takiego dzieje się dziecku podczas takie rozmowy? Dzieci zazwyczaj wiedzą, kiedy postąpiły niewłaściwie (tego, co jest dobre, a co nie uczą się przede wszystkim obserwując dorosłych, a nie wysłuchując ich tyrad) więc pytania „dlaczego”, „jak mogłaś” tylko w nich pogłębiają poczucie winy. Sama złość dorosłego - rodzica lub wychowawcy jest już dla nich groźna. Boją się jej i boją się kary. Może się też w nich pojawić złość na nas, gdy kara jest – ich zdaniem – niewspółmierna do „winy” (a tak się wydaje im najczęściej).  Czasem złość jest jeszcze większa, gdy uznają, że kara jest w ogóle niesłuszna. Zdarza się tak, gdy nasza interpretacja trudnej sytuacji różni się od interpretacji dziecka (dla niego np. „jedynka z polskiego to mały pikuś – możną ją poprawić”, a dla rodzica to „niedopuszczalne lekceważenie swoich obowiązków”). Komuś może się wydawać, że jeśli dziecko w czasie rozmowy przeżywa poczucie winy i lęk to są to właściwe uczucia, które pomogą dziecku zrozumieć swój błąd i zmienić zachowanie. Tak jednak nie jest. Rzeczywiście nikt nie lubi tych uczuć i wobec tego wolimy unikać sytuacji, w których możemy je poczuć. Unikać ich możemy na kilka sposobów. Jeden  z nich to zmienić zachowanie. To wymaga wysiłku, zaangażowania, przekonania co do słuszności zmiany. Jest też inny sposób – łatwiejszy z pewnego punktu widzenia. W przypadku dzieci takim pomysłem na uniknięcie przez nie rozmów „korygujących” może lepsze ukrywanie się przed dorosłymi, zaprzeczanie, kłamanie, buntowanie się przeciwko nim. Tego właśnie nie chcemy.
Warto pamiętać, że dziecko, które w czasie rozmowy doświadcza silnych nieprzyjemnych uczuć: lęku, złości i poczucia winy, nie może nawet skoncentrować się na samej rozmowie, intencjach dorosłego, jego argumentach. Chce tylko, aby się „to już skończyło”. Takie uczucia mogą psuć relacje z dorosłymi – dzieci zamiast rozmowy i kontaktu będą wybierały unikania lub nawet walkę z dorosłymi, którzy kojarzyć im się będą z nieprzyjemnymi uczuciami. 
Jeżeli zależy nam, aby nasze rozmowy prowadziły do pożądanej zmiany zachowania dzieci warto porzuć styl „sędzia – winowajca” i zastąpić go stylem „dwie bliskie sobie osoby rozmawiają o trudnych sprawach”. W tym stylu dorosły nie przyjmuje roli sędziego, lecz kogoś, kto chce zrozumieć i pomóc dziecku. Wówczas rozmowę zaczniemy od prośby o opisanie tego, co się zdarzyło (zamiast „dlaczego”, „jak mogłeś”). Gdy dziecko będzie mówiło o tym, co – jego zdaniem – miało miejsce, warto wsłuchać się w jego przekonania, nastawienia, wartości, dostrzec emocje. Tak słuchając możemy dostrzec, że bójka w klasie to nie dowód na „przestępcze skłonności” dziecka tylko efekt jego nieumiejętności rozmawiania, bronienia swoich argumentów, radzenia sobie z frustracją. Tego przecież trzeba się nauczyć! Słuchając dziecka też zwracać uwagę na to, co w tym, co mówi może dobrze świadczyć o jego intencjach i działaniach. To może się wydać trochę paradoksalne – prowadzimy rozmowę „korygującą” niewłaściwe zachowanie, a zwracamy uwagę, na dobre strony dziecka. Warto pamiętać, że uznani za „nie dobrych” bronimy się lub atakujemy, ale jeśli ktoś zwróci uwagę na to, co jest w nas dobre jesteśmy gotowi wysłuchać jego słów. Mamy też przestrzeń do tego, aby pomyśleć, że skoro jest w nas dobro to możemy go mieć jeszcze więcej. Dziecko, które poczuje się wysłuchane i docenione, będzie gotowe do zastanowienia się nad tym, co się stało (a nie zamknie się w sobie wobec gniewu „sędziego”). Wówczas możemy zapytać go, co myśli o swoim zachowaniu i jego konsekwencjach, jakie widzi możliwości zmiany swojego zachowania, co wówczas mogłoby to dla niego oznaczać. Zadawanie pytań otwartych jest daleko skuteczniejsze w perspektywie długoterminowej od gróźb i rad. Dla dziecka pytania zadawane z empatią są zaproszeniem do refleksji i poszukania własnych rozwiązań. W sytuacji, w której dziecko nie czuje lęku łatwiej mu podczas rozmowy przeanalizować  trudną sytuację – dostrzec swoje emocje i emocje innych zaangażowanych w nią osób. Dziecko nie bojąc się dorosłego i nie złoszcząc się na niego jest też gotowe wysłuchać jego propozycji. Mało – wysłuchać – jest nawet gotowe wziąć je pod uwagę!  Jeżeli nie czując presji samo je zaakceptuje lub zaproponuje własne rozwiązania to szansa na ich realizację jest daleko większa niż w sytuacji, gdy ustąpi przed groźbą kary. W konsekwencji może dojść do zmiany zachowania, które sprawiło dziecku trudność, a nie do unikania lub walki z dorosłym. Relacja dziecko – dorosły po takiej rozmowie ulegnie wzmocnieniu – lubimy i szanujemy przecież osoby, które nas słuchają i poważnie traktują!

Takiego rozmawiania warto się nauczyć!

piątek, 17 kwietnia 2015

Jak nie zabić pasji dziecka rozwijając jego pasje?

Dzieciństwo to cudowny czas, kiedy wszystko wydaje się możliwe i – w dużym stopniu - takie jest. To czas na próbowanie. Wszystko jest nowe i tylko poprzez doświadczanie dziecko może się przekonać, co warto robić , w czym jest dobre.  Więc im dziecko będzie miało więcej pomysłów i okazji ich sprawdzenia tym lepiej dla niego. W ten sposób uczy się świata i siebie – swoich możliwości, tego co sprawia mu przyjemność, co jest ważne.  Dorośli widząc zmieniające się zainteresowania dziecka czasem mówią, że „ono same nie wie czego chce”. Zgadza się – nie wie (tak dzieci mają!), ale chce się dowiedzieć i próbuje znaleźć odpowiedź. Proponuję więc rodzicom wpierać dziecko w miarę swoich możliwości w tych próbach. Pociecha chce malować – więc zapiszmy na odpowiedni kurs. Znudziło się tym? OK, może to nie było dla niego.  Chce teraz chodzić na zajęcia karate. Dobrze, niech chodzi! Te zmiany to nie dowód na kapryśność, lecz świadectwo poszukiwania. W którymś momencie (w przypadku każdego dziecka może to być inny czas) młody człowiek znajdzie to, co go szczególnie zajmie. Może nawet stanie się jego pasją, a potem „pomysłem na życie”.  Jeśli w dorosłym życiu robimy coś, co lubimy, jest zgodne z naszymi możliwościami i zainteresowaniami to jesteśmy szczęśliwsi. A chyba o szczęście dzieci chodzi wszystkim rodzicom?
Czasem rodzice postanawiają „wyręczyć” dziecko w poszukiwaniach i sami znajdują dla nich zajęcia. Jeżeli to tylko propozycje i dziecko może z nich zrezygnować w dowolnym momencie to można to potraktować jako pokazanie możliwości, których dziecko nie było świadome. Gorzej, gdy rodzice uznają, że „musi” ono chodzić na dodatkowy angielski, rytmikę, grę na pianinie. Każdy przymus wywołuje niechęć i opór. Dziecko, które lubi tańczyć, zmuszane do uczęszczania na kurs tańca straci z tego przyjemność i będzie robiło co mogło, aby uwolnić się od tego – co wcześniej wydawało mu się takie fajne. Zamiast rozwijana pasji będzie ich zabijanie.
Warto się zastanowić, skąd biorą się rodzicielskie pomysły na „dodatkowe zajęcia”. Kiedyś rozmawiałem z mamą, która kilka razy w tygodniu woziła córkę na zajęcia na basenie. Powiedziała, że nie zastanawiała się, co dziecko o tym myśli. Tak robi, ponieważ kiedyś, gdy sama była dzieckiem, nie miała takich możliwości.  Więc właściwie w tych zajęciach dodatkowych nie chodziło o dziecko, lecz o poczucie rekompensaty dawnych strat. Innymi przesłankami naszej rodzicielskiej dbałości o zajęcia dodatkowe dla dzieci mogą być:  lęk, że bez tego dziecko „nie poradzi sobie w życiu”; myślenie, że w ten sposób udowadniamy,  jakimi jesteśmy dobrymi rodzicami; przekonanie, że po prostu „w dzisiejszych czasach tak wypada”. 
Tylko, że w ten sposób zajęcia dodatkowe dziecka służą dla nas, a nie dla niego.
Proponuję zatem rodzicom myślącym o zajęciach dodatkowych dla swoich dzieci odpowiedzieć sobie na pytania: 
  • co chcemy osiągnąć poprzez te zajęcia?
  • z jakich przesłanek wynika nasze dążenie na ich zapewnienia?

Warto zapytać dzieci:
  • co myślicie na ten temat ?
  • czego chcecie?
  • co jest dla was ważne?
  • co sprawia wam radość?
  • czego od nas w tym zakresie oczekujecie?


Warto też uszanować ich wybory – w ten sposób poczują się dla nas ważne, kochane i zaczną się uczyć odpowiedzialności za własne życie.


Artur Brzeziński – coach, terapeuta, nauczyciel

wtorek, 7 kwietnia 2015

Uczenie się na błędach i sukcesach.

Optymizmu się uczymy m.in. obserwując swoje dokonania. Tyle, że czasem koncentrujemy się przypadkowych elementach lub - co gorsza "szukamy dziury w całym". Proponuję ćwiczenie procedury:
Zapamiętanie: Co zrobiłem?
Rozumienie: Co było w tym ważne?
Stosowanie: Jak mógłbym znowu to wykorzystać?
Analiza: Jaki widzę w tym wzór?
Ocena: Jak dobrze mi to wyszło?
Tworzenie: Co warto, abym teraz zrobił?
Tę procedurę możemy stosować zarówno myśląc o prostych sprawach jak i o "życiowym znaczeniu".
O tych, z którymi wiążą się nasze przykre emocje (niektórzy nazywają je "błędami") i tych, o których myśląc czujemy radość, dumę, satysfakcję itp.
Przykład "sukcesu" przedstawiłem na rysunku.
Poniżej podają przykład "błędu":
Zapamiętanie: Co zrobiłam? "Pokłóciłam się z przyjaciółką o to, jak powinna się zachowywać."
Rozumienie: Co było w tym ważne? "Nie wzięłam pod uwagę, że dla niej może być istotne coś innego niż dla mnie."
Stosowanie: Jak mógłbym znowu to wykorzystać? "W przyszłości będę mówiła o swoich opiniach i nie będę oczekiwała, że ona ma z nimi się zgodzić"
Analiza: Jaki widzę w tym wzór? "Zdarza mi się nie liczyć z odrębnością innych osób"
Ocena: Jak dobrze mi to wyszło? "Nie jestem z tego zadowolona. Nie chcę tak więcej"
Tworzenie: Co warto, abym teraz zrobił? "Porozmawiam z przyjaciółką i przeproszę ją"
W ten sposób będziemy bardziej świadomie uczyć się na swoich błędach i sukcesach.