Optymistyczny nauczyciel optymizmu
Pamiętacie Indianę Jonesa? Tak nazywał się główny bohater całej serii filmów - na co dzień wykładowca archeologii w szarym garniturze przeistaczający się w zawadiakę z biczem walczącym ze złoczyńcami o złote posążki pradawnych bogów. (Podobno ma być kolejna V cześć cyklu).
Pamiętacie Indianę Jonesa? Tak nazywał się główny bohater całej serii filmów - na co dzień wykładowca archeologii w szarym garniturze przeistaczający się w zawadiakę z biczem walczącym ze złoczyńcami o złote posążki pradawnych bogów. (Podobno ma być kolejna V cześć cyklu).
Gdy on mówił uczniom o cywilizacjach przedkolumbijskich z
pewnością jego opowieści były bardziej wiarygodne niż kogoś, kto te cywilizacje
znał tylko z książek.
Właśnie, czy musisz być historykiem (tj. naukowcem
prowadzącym badania w tej dziedzinie), aby uczyć historii? Podróżnikiem, który
zwiedził połowę świata (tę większą), aby uczyć geografii? Napisać powieść
i wydać tomik wierszy, aby uczyć języka
polskiego?
Zapewne takie dokonania przydałyby się nauczycielowi. Niestety
zapotrzebowanie na nauczycieli jest daleko większe niż podaż archeologów –
awanturników, autorów powieści i poematów, itd. Także biolodzy i chemicy,
którzy odkrywają tajemnice natury pracują raczej w kosmicznie wyglądających laboratoriach
niż w klasach lokalnej podstawówki. Oczywiście bycie pasjonatem swojej
dziedziny nauczania może znakomicie poprawić efektywność nauczania. Osoba z
autentycznym uczuciem opowiadająca o łańcuchu DNA może zainteresować swoją
wypowiedzią nawet zatwardziałego „humanistę”. Nie musi jednak na co dzień rozplątywać
podwójnej helisy. Wystarczy, że pozna prace tych, którzy takie badania
prowadzą.
Więc wydaje mi się, że nie muszę prowadzić badań
przeszłości i publikować ich wyniki, aby być nauczycielem historii.
A czy można uczyć optymizmu samemu nie będąc optymistą?
Wyobraźmy sobie, że wprowadzamy w szkole nowy przedmiot optymizm (w wymiarze 1
godziny tygodniowo), a przynajmniej wprowadzamy taki program na godziny
wychowawcze. Aby go uczyć teoretycznie
wystarczy robić to, co nauczyciele innych przedmiotów: opowiadać, na czym ów optymizm polega, jak
myślą optymiści, jak działają, proponować uczniom ćwiczenia rozwijające
umiejętność optymistycznego patrzenia i wyjaśniana rzeczywistości, sprawdzać
je, stawiać stopnie, itd. Pomyślmy, jakie stwarza szanse!
Jeżeli przejdę drogę od myślenia pesymistycznego do optymistycznego, optymizm stanie się moim nowych sposobem widzenia świata, to nie dość, że moje życie dla mnie samego i moich bliskich stanie się jaśniejsze i zdrowsze to jeszcze z pełnym przekonaniem będę mógł uczyć optymizmu innych (a właściwie to nawet zarażać optymizmem)!
Jeżeli chcesz uczyć dzieci (swoje lub/i cudze) sam zacznij być optymistą (jeżeli jeszcze nim nie jesteś). Naucz się optymizmu, praktykuj optymizm, opowiadaj o optymizmie.
Dla mnie już sam opis takiego nauczania optymizmu zabrzmiał
pesymistycznie. Może także dla tego, że sam szkolny przymus uczenia się czegoś
nie jest dla mnie optymistyczny.
Znacznie jednak poważniejszą kwestią jest to, że optymizm to
pewna postawa życiowa, nastawienie wobec tego, co się w nas i wokół nas dzieje
i działanie adekwatne do tego nastawienia. Oczywiście mogę naczytać się książek
o optymizmie (np. Suzanne C. Segerstrom „Jak przełamać prawo Murphy'ego : jak
pesymiści mogą osiągnąć to, co realizują optymiści”). Tylko gdy będę mówił o korzyściach z
optymizmu z pesymizmem myśląc tym, ile z tego nauczą się moi uczniowie, to z
tego NIC nie będzie. Nic ani dla mnie, ani dla moich uczniów.
Żeby uczyć optymizmu trzeba być optymistą. Jeżeli byłem nim „od
zawsze” to nie problem. Wydawać by się mogło, że w trudniejszej sytuacji będę,
gdy myślę o sobie, jako o pesymiście.
Z tego
wynika też kilka praktycznych przesłanek.Jeżeli chcesz uczyć dzieci (swoje lub/i cudze) sam zacznij być optymistą (jeżeli jeszcze nim nie jesteś).
Naucz się optymizmu, opowiadaj o optymizmie, praktykuj optymizm,